Jechałem w sobotę z synem na przejażdżkę i z km od domu ...jeeb! i urwała się linka sprzęgła przy klamce. No żesz..ku@&$$....ać! Do domu już było za ostatnim skrzyżowaniem więc dotoczyłem się ten kilometr na dwójce - grzał się jak cholera, bo jazda wolna a 30 stopni na termometrze. Ponieważ bałem się bez sprzęgła szukać luzu, aby mi czasem na jedynkę nie wskoczyło, więc uznałem że wyłączę pstryczkiem na kierownicy. Wyłączyłem, ale jechałem już b. wolno około 5 km albo wolnej (tyle, że już nogami się musiałem podpierać) i w momencie jak się zatrzymywał to coś zgrzytnęło w środku i tyle - stanąłem!
Teraz się zastanawiam co się urwało, wysypało. Zgrzyt był taki jak w zabawce dla dziecka gdy włączysz jedź a zatrzymasz koła i przeskakują tryby. Bardzo mnie to zmartwiło.
Pod garaż już zapchałem brykę. Zdjąłem linkę i okazało się, że ktoś już ją naprawiał! Zamiast zakutej końcówki ktoś jej przy klamce założył zacisk z kostki elektrotechnicznej. To się w końcu wysunęło. Nie dziwne, bo tylko połowę tego zacisku na 1 śrubkę dał.
Wziąłem nową taką mosiężną złączkę z kostki elektrotechnicznej ale już nie przecinałem jej na pół, ale dałem podwójną i zalutowałem kwasem solny. Oj nie chciało się to lutować kalafonią - za cholerę. Linka ze stali nierdzewnej na 99%, bo błyszczy się jak psu...
Zmontowałem wszystko do kupy i sprzęgło działa, wszystkie biegi się włączają i przy pchaniu tłoki się kręcą na każdym biegu, ale....boję się teraz silnik włączyć, bo może jakieś tryby poleciały??
Co o tym myślicie?
Jak bezpiecznie zgasić silnik, gdy nie ma sprzęgła. W samochodzie ze sto razy zadusiłem silnik, czy to przez dodanie za mało gazu, czy to przez zahamowanie na biegu, ale nigdy nic nie zazgrzytało w środku! Dlaczego się tak stało u mnie?
Zastanawiałem się też, czy aby to nie łańcuch o obudowę się nie zahaczał, jak silnik mocno spadł z obrotów? To byłaby najoptymistyczniejsza wersja!
