Hej!
Przez 3 ostatnie sezony jeździłem Yamahą Virago 750 (rocznik 90 - mój rówieśnik) i był to praktycznie mój pierwszy motocykl (miałem też na początku 535, ale przejechałem nim może z 500 km - to inna historia). W tym sezonie kupiłem V9 Roamera - z dwóch powodów:
1) jest piękny - uwielbiam klasyczne motocykle, ale w tym segmencie większość to opasłe, pretensjonalne bulwarowe cruisery; Roamer jest smukły i tak elegancki, że powinno się nim jeździć wyłącznie pod krawatem
2) w gruncie rzeczy bardzo lubiłem Virago i w 100% pasowało mi kupno motocykla o podobnej charakterystyce, tylko bardziej współcześnie wyposażonego.
Dziś zrobiłem pierwsze 40 km"na luzaku" (tzn mam już AC więc nie jechałem z powiązanymi jajami "żeby nie zrysać"). Jeździłbym do tej pory, ale jest zimno w opór. Nie jestem raczej na tyle kompetentnym motocyklistą żeby obiektywnie oceniać Roamera, zwłaszcza po tak krótkiej przejażdżce, ale mogę zrobić coś w stylu testu porównawczego.
Najpierw trochę cyferek:
Yamaha Virago 750: 55 KM @ 7000 rpm, 65 Nm @ 5750 rpm, ok 240 kg
Moto Guzzi V9 Roamer: 55 KM @ 6250 rpm, 62 Nm @ 3000 rpm, ok 200 kg
Na papierze prawie to samo, a jednak diabeł tkwi w szczegółach. Nasłuchałem się od różnych znawców, że Guzzi to muł bagienny i w ogóle nie jedzie, ale po pierwszej przejażdżce nie mogę się z tym zgodzić. Co prawda przy 120-130 już niewiele się dzieje, ale przyspieszenie do 100 na pewno wstydu nie robi, jak dla mnie ten silnik jest niewiarygodnie elastyczny i niezależnie od obrotów po przekręceniu manetki idzie jak z procy - co zresztą okupione jest potężnymi wibracjami fał dwójki, która buja się jakby miała zaraz wyskoczyć z ramy, trzęsąc przy okazji kierownicą i tyłkiem jeźdźca.
Jazda od 120 w górę to w ogóle trudny temat, bo wiatr chce urwać głowę. Na Virago tego tak nie odczuwałem, bo miałem założoną dość wysoką akcesoryjną szybę, a siedzi się niżej. Mój Guzzi dostał jedynie małą owiewkę - jej plusem jest to że zupełnie nie szpeci motocykla, a minusem jest skuteczność
Hamulce mimo tylko jednej tarczy z przodu radzą sobie lepiej niż dobrze - choć tu na pewno moja opinia może być mocno skrzywiona, bo w Virago najskuteczniejszym hamulcem jest skrzynia biegów. ABSu jeszcze nie zdarzyło mi się przetestować, ale wierzę że jest i zadziała gdy będzie taka potrzeba.
Zawieszenie nie zrobiło na mnie aż tak pozytywnego wrażenia - jest raczej sztywne, co przy polskich dziurach może mocno psuć komfort jazdy. Z drugiej strony miałem poczucie że nawet na sporych wybojach pewnie utrzymuje motocykl na asfalcie, więc ciężko się czepiać - to nie Goldwing.
Jeśli chodzi o prowadzenie w zakrętach, to jest zupełnym przeciwieństwem ociężałego Virago - chętnie wali się na bok, momentami miałem wrażenie że aż zbyt chętnie. Ogólnie po pierwszym szoku z przesiadki na nowy sprzęt szybko się odnalazłem za sterami, prowadzi się niewiele trudnej niż rower (rower rymuje się z Roamer, wszystko się zgadza), pozycja jest wygodna - nie lubię się kulić na motocyklu jak skoczek narciarski przy najeździe, na Roamerze siedzę dumnie wyprostowany a jednocześnie mogę się dowolnie przesuwać na długim, płaskim siedzeniu, co jest świetną opcją dla ludzi których bolą plecki.
Wykonaniem i użytymi materiałami byłem zachwycony od dawna, gdy pierwszy raz mogłem usiąść na Roamerze na jakichś targach - metalowe boczki i błotniki, panie, tego nawet w Japonii już nie masz.
Z minusów zauważyłem, że przy ruszaniu trzeba naprawdę bardzo delikatnie operować gazem, a mimo to motocykl lubi nieprzyjemnie szarpnąć - to zapewne w pewnym sensie konsekwencja imponującej zrywności, ale na pewno można było to w jakiś sposób wyeliminować - jeśli nie przez ride by wire jak w konkurencyjnych Triumphach, to pewnie bardziej dopracowane mapy wtrysków mogłyby ten efekt ograniczyć.
Tak czy inaczej, Guzzi jest motocyklem pod każdym względem lepszym od Virago i nawet nie próbujcie z tym handlować. Nazwa sugeruje, że to sprzęt stworzony bo włóczenia się po okolicznych wiochach, a że to jedno z moich ulubionych zastosowań motocykli, to nie będę ukrywał że jak na razie jestem zachwycony. Wygląda jak milion dolców, jazda sprawia masę radochy i ma mnóstwo "quirks and features", którymi można przy piwie zanudzać znajomych.
Podsumowując, przesiadłem się z 30-letniego gruza na sprzęt który ma:
- wtrysk paliwa
- ABS
- kontrolę trakcji
- 6 biegów
- kardan
- światła awaryjne (nie śmiejcie się, Virago nie miało)
- spalanie jak większy skuter
- przejechane 2000 km
Zapłaciłem za to 28 tysięcy złotych polskich. Za tę cenę mógłbym mieć 10-letniego Harleya, albo w miarę świeży motocyklowy odpowiednik Skody Fabii (np MT-07). Czy się opłacało? Na to wam odpowiem za kilka tysięcy kilometrów
PS. Od razu czeka mnie pierwsza naprawa gwarancyjna - kupiłem motocykl z niedziałającym klaksonem
Oby tylko takie awarie mnie spotykały!
Fajna dupa?